Bardzo mocno czekałam na ten przyjazd. W sobotę byłam w Katyniu razem z naszym Polskim Domem. Wyjechaliśmy o 10. Rzeczywiście, było mglisto i chłodno. Co ciekawe, w przeddzień i następnego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Nastrój u wszystkich wspaniały. Bardzo bałam się opuścić przyjazd prezydenta. Zorganizowane wszystko było na najwyższym poziomie, kuchnia polowa, wygodne krzesła, parasole. Ludzi było ponad tysiąc: i z Polski i rosyjskich Polaków. W pewnym momencie dziennikarze wpadli w popłoch, jedna dziewczyna płakała, mówili o jakimś samolocie. Mąż do mnie zadzwonił, także powiedział, że u nas pod Smoleńskiem spadł WOJSKOWY samolot (nawet nie pomyśleliśmy, że prezydencki) i wtedy zadzwoniła do mnie współpracowniczka i zapytała gdzie jestem i czy długo czekam, i powiedziała, żeby nie czekać, samolot prezydenta się rozbił. Znów nie uwierzyłam i dosłownie za kilka minut ogłosili to po polsku. Wszyscy znajdujący się tam byli w szoku, snuli się po memoriale, wielu płakało. Prawosławni zaczęli nabożeństwo, nieco później katolicy. U nas w Smoleńsku wywiesili polskie flagi, a w naszej katolickiej parafii była msza. Przyszło wiele osób, nawet duchowni prawosławni. Wielu pojechało na miejsce katastrofy. Lech i Maria Kaczyńscy już do nas przyjeżdżali w 2007 roku, ale na tym spotkaniu się, niestety, nie znalazłam. U wszystkich smoleńszczan, którzy byli na spotkaniu zachowały się o nich same dobre wspomnienia.
Ja i moja rodzina ubolewamy nad nimi.